Fruzia, Fruźka, Fruzieńka… dziś przewiozłam ją z kliniki do hoteliku, płatnego domu tymczasowego.
Fuzia to moja podopieczna ze schroniska na Paluchu, gdy byłam tam wolontariuszką. Spędziła w schronisku 8 piekielnie długich lat. Zabrałam ja pod opiekę Fundacji i umieściłam w domu tymczasowym, gdzie miała warunki o niebo lepsze, ale nie był to prawdziwy dom. 3 miesiące temu wycięto jej 3 kilogramowy guz śledzony. Kilka dni temu zdiagnozowany guz na wątrobie.Jeszcze ma apetyt, merda ogonkiem i cieszy się życiem.
Niewiele możemy jej dać oprócz miłości. Najlepsze jedzenie, czułości, serdeczności, spacery, środki przeciwbólowe, gdy zacznie cierpieć i ulżenie w bólu, gdy te środki przestaną działać.
Szukamy dla niej prawdziwego domu na dożycie. Aby ostatnie miesiące mogła spędzić na kanapie, z uwielbianymi, regularnymi spacerami i mnóstwem czułości.
Bardzo kochamy Fruzię, tę kochaną iskiereczkę, która z godnością i merdającym ogonkiem znosi trudy życia.
Ta treść jest dostępna w następujących językach: polski