Gdy niemożliwe staje się możliwe… Historia adopcji Snapiego

Przeczytajcie wzruszającą historię adopcji naszego byłego podopiecznego Snapiego  (niewidomego psiaka bez szans na adopcję…) autorstwa jego nowej opiekunki, Pani Kaliny 🙂

SNAPI

Zupełnie szczerze musze przyznać, że żaden pies jeszcze nie dał nam tyle radości, co Snapi. Każdy był wspaniały, jedyny w swoim rodzaju i kochany, ale Snapi wyjątkowo oddaje miłość i pokazuje, że jest szczęśliwy z nami, wręcz zaraża pogodą ducha, rozczula i nie sposób go nie kochać.

Adoptowaliśmy go pół roku temu. Dlaczego akurat jego? Bo:

– miał być chłopak (żeby się z naszą suczką Ziutą nie gryźli)

– miał być podobny do teriera (żeby przypominał ukochana suczkę mojego męża, to mąż zgodzi się na drugiego psa…)

– miał być w jakiś sposób uszkodzony, szukałam psa, którego nikt nie chciał, bez nogi czy niewidomego.

Snapiego znalazłam w Fundacji. Ma około 8-9 lat, jest zupełnie niewidomy, terierowaty, w dodatku rasowy, ma nawet w uchu tatuaż. Wszystko pasowało ale… Snapi zjada koty! A my mamy kota, Felka. Problem jest, ale skoro jednego teriera (Sunię męża) z kotem oswoiliśmy to i drugiego da radę, nie martwiło nas to aż tak, żeby z niego zrezygnować. A że ślepy? Spodziewałam się, że niewidomy  pies radzi sobie dużo lepiej, niż człowiek. Bez zwlekania zapakowaliśmy się razem z suczką Ziutą do auta i pojechaliśmy po Snapka. Mąż zakochał się w nim od razu (ufff, udało się!), Ziuta go zaakceptowała, wszystko super.

Schody zaczęły się w domu, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, mianowicie Snapi nie umiał wchodzić po schodach. A my mieszkamy w bloku na 3 piętrze bez windy i mieszkanie 2 poziomowe, też schody. Trudno, na razie będziemy go nosić, na szczęście ciężki nie jest. Pierwsze spotkanie z kotem nie wróżyło dobrze, Snapi wyraźnie chciał go zjeść i nikt i nic innego go nie interesowało, ani kabanos podetknięty pod nos, ani moje usilne tłumaczenia, że Fela nie wolno, że to Nasz Kot a nie jakiś-tam-kot. Ogólnie przez prawie dwa miesiące nasz dom przypominał dom wariatów, ale po kolei…

KOT

Kilka lat temu oswoiliśmy z naszym kotem jagterierkę, byliśmy więc dobrej myśli. Pani z Fundacji uprzedzała, że Snapi  jest z tych polujących na koty, postanowiliśmy zaryzykować i swoimi metodami oswajać. Słusznie chyba uznaliśmy, że z czasem, kiedy pies będzie kota czuł wszędzie, od łóżka po miskę z jedzeniem, to mu zapach spowszednieje i stanie się zapachem domowym, tym samym kot znajdzie się w gronie jego psiego stada, jako „swój” zapach. Nie pomyliliśmy się, choć trwało to półtora miesiąca. Półtora miesiąca pilnowania na każdym kroku, żeby nie zostali w jednym pomieszczeniu sami bez nadzoru, trzymania Snapiego za obrożę, albo w kagańcu, kiedy musieliśmy spuścić go z oczu, zamykania w oddzielnych pomieszczeniach, jak wychodziliśmy z domu, po prostu cyrk. Snapi naprawdę chciał naszego Felusia zagryźć! Mijałyśmy się z córką na schodach – ona z kotem na rękach na dół do miski z jedzeniem, ja ze Snapim na rękach na górę położyć go spać do łóżka w sypialni, ech, wesoło było. Do tego w każdej wolnej chwili siadałam i jedną ręką trzymałam kota, drugą psa i mizianie, uspokajanie, karcenie, kiedy Snapi się rzucał, godzinami…najśmieszniej było, kiedy do tego zazdrosna Ziuta domagała się pieszczot, rąk nie starczało, więc ją głaskałam nogą i tak sobie myślałam, jaka głupia baba ze mnie, żeby się tak urządzić!

W dodatku Felek jest bardzo spokojnym, wręcz wiecznie przestraszonym kotem, nigdy nikogo nie drapnął a w sytuacji zagrożenia rozpłaszcza się, zamyka oczy i czeka na ostateczny cios. Nie „ustawiał” Snapiego, nie drapnął… właził pod szafki w kuchni i siedział tam po parę godzin. Ciężko było – kota szkoda, psa też, no bo nie psa wina, że ma w genach polowanie, a tu go za polowanie ochrzaniają i trzymają na uwięzi…

Przełom nastąpił po miesiącu – Snapi coraz mniej się Felkiem interesował, Felek coraz odważniej do Snapiego podchodził (a samobójcą nie jest), Snapi potrafił spokojnie spać w jednym pomieszczeniu z kotem, czując go w okolicy… coraz lepiej dzień po dniu. Nadal bałam się ich spuścić z oka, ale powoli zaczynałam i ja Snapkowi  ufać. Po półtora miesiąca prawie się rozpłakałam, jak weszłam do sypialni i zobaczyłam na łóżku leżące obok siebie i śpiące spokojnie dwie kuleczki, Fela i Snapiego! Zwyciestwo! I już jest ok, jedzą razem, noskami się trącają, wąchają, często śpią w ciągu dnia dotykając się pleckami, nic tylko się zachwycać i rozczulać! Można? Można J

WZROK

Dzień przed wyprawą po Snapka zawiązałam dzieciakom oczy, żeby sami się przekonali, jak Snapi odbiera świat, żeby go lepiej zrozumieli. Szczególnie chodziło mi o 4 letniego synka, bo 14 letnia córka już sobie wiele potrafi wyobrazić.

Gorzej, że ja do końca nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to będzie z niewidzącym psem? Pierwszy dzień minął na rozbijaniu się Snapiego po ścianach i meblach, musiał poznać całe otoczenie, a że przy okazji polował na kota, bywało to pewnie dla niego dość bolesne. Po dwóch dniach poznał dom, rozstaw mebli, wywęszył kanapę, fotele i łóżka (korzysta z nich ile wlezie). I już. Naprawdę! W domu zachowuje się tak samo, jak widząca Ziuta. Czasem, jak się za bardzo w zabawie rozpędzi, to trzeba go łapać w locie, żeby łepetyną w coś nie uderzył, to prawda, ale poza tym nie różni się niczym.

Po schodach w górę jakoś powolutku nauczył się wchodzić, gorzej ze schodzeniem, wcale mu się nie dziwię, to trudne. Nauczyła go starsza córka. Do tej pory nie wiem, jak to zrobiła, ale zrobiła. Pewnie rozpływała się z zachwytu nad każdym kroczkiem (oj, potrafi się rozpływać!) a Snapi łasy na pochwały robił kolejne kroczki. Po miesiącu ZBIEGAŁ już galopem trzy pietra w dół, równo z Ziutą. Szok.

Na spacerze od początku radził sobie świetnie. Musieliśmy się siebie nauczyć, kilka dni to zajęło ale już wiem, jak go podprowadzić do drzewa, żeby w nie głową nie uderzył a jednocześnie pokazać mu to drzewo, żeby miał możliwość obsiusiania. Jest bardzo czuły na ściąganie smyczy, zmienia wtedy kierunek, bo wie, że może w cos uderzyć. Na hasło „uwaga” staje. Co ciekawe w lesie, kiedy go spuszczam ze smyczy, odnajduje ścieżkę… Pewnie czuje pod łapami, czy chodzi po gładszym (droga) czy bardziej zarośniętym (nie-droga, czyli krzaki, drzewa, gałęzie) i ładnie trzyma się drogi. Trasę spacerową w okolicy domu poznał już na tyle, że leci galopem, czasem ciągnie jak wariat, omija budynki, skręca, gdzie należy… postronny obserwator nie zauważy, że to niewidomy pies.

Snapiszon biega za piłką! Naprawdę biega, łapie przynosi, nosem sobie ją pcha i goni. Przepiękny widok! Czasem gdzieś mu się piłka zapodzieje, wtedy trzeba mu ją podać albo postukać w podłogę, to leci w podskokach dalej się bawić.

Obszczekuje inne psy. Wcale się nie boi, może dlatego, że jest z nami i z Ziutą ale zajadle szczeka, jak jakiś pies szczeka na niego. Często tylko szczeka nie w tę stronę, z której jest pies, bo go nie widzi

W innych mieszkaniach, w których czasem bywa, również radzi sobie świetnie, nie mam pojęcie jak on to robi. On jest poza tym urodzonym optymista i nie zniechęcają go wpadki: leci, stuknie się, leci dalej…celuje w kanapę, obsunie się, bo źle wymierzył, wskakuje znów niczym nie zrażony i wiecznie uśmiechnięty.

RODZINA

Snapi wniósł wiele radości, takiej szczerej, machającej ogonem radości. Polubił dzieciaki, z młodszym śpi w nocy, u starszej na kanapie często ucina sobie popołudniowe drzemki, uwielbia ich pieszczoty, daje się przewracać, miziać po brzuchu, jest wtedy w siódmym niebie. Odnalazł się u nas, wpasował idealnie. Mnie upatrzył sobie do podgryzania. Najbardziej się zżył ze mną przez te godziny, dni i tygodnie trzymania go na kolanach razem z kotem, poza tym to ja daje jeść i ja ochrzaniam w razie potrzeby. Zaczepia, podgryza nogawki, podszczypuje rękawy, podskakuje przy tym i domaga się zabawy. Jest niesamowicie wesoły, towarzyski i otwarty. Chodząca radość.

Obecność drugiego psa na pewno pomogła mu na początku, był od lat (schronisko, hotelik, w sumie koło 5 lat) przyzwyczajony do innych psów i z Ziuta czuł się bezpieczniej, często szukał jej, upewniał się, że jest. Może myślał, że skoro Ziuta jest i ma się dobrze, to w tym domu krzywdy psom nie robią… Z Ziutą polubili się, chociaż bez jakiegoś specjalnego całowania czy przytulania. Co ciekawe Ziuta po kilku dniach zorientowała się, że Snapi nie widzi i w domu omija go, schodzi mu z drogi, na spacerze natomiast, kiedy w okolicy pojawi się jakiś obcy pies, Ziuta natychmiast pojawia się miedzy tym psem a Snapim, jakby obcego odganiała. Broni ślepaczka. Przez pierwsze dwa dni panikowała, kiedy w nią wpadał, ale szybko pojęła, że on nie widzi i nie robi tego celowo i złośliwie. Teraz Ziuta histeryzuje tylko wtedy, gdy Snapi skoczy z kanapy prosto na jej głowę, deptanie po łapach czy ogonie już nie robi na niej wrażenia. Dobry pies z tej naszej Ziutki.

Z uwagi na ślepotę uczulałam szczególnie 4-latka, żeby podchodząc do śpiącego  Snapiego uprzedził go, że się zbliża, żeby go znienacka nie miział, bo pies może się przestraszyć i odruchowo dziabnąć. Teraz już ufa nam na tyle, że każde niespodziewane dotknięcie kojarzy z pieszczotami i od razu wdycha, stęka i rozanielony kładzie się na grzbiecie.

ZACHOWANIE

Jakby się nie zachowywał to i tak był już NASZ i koniec. Ale nie zawsze jest od razu pięknie i wspaniale. Pies ze schroniska, to pies z jakimś bagażem przeżyć, przyzwyczajeń, lęków. Nie oczekiwaliśmy, że od razu przewróci się na grzbiet i da brzuch do głaskania. Budowanie zaufania trwało. Uczenie się siebie nawzajem, swoich zwyczajów, też trwało. Uczenie, że Felka się nie zjada też trwało…

Wszystkie problemy udało się z czasem wyeliminować. Biegał w kółko z emocji, może to była choroba sieroca – przestał. Sikał na dywan, kiedy miał ochotę – przestał (a przy okazji zmieniliśmy dywan, o czym od 2 lat marzyłam! kochany Snapi!). Kulił się przy braniu na ręce, niechętnie dawał brzuch – teraz co chwila kładzie się na grzbiet, tarza z czterema nogami w górze i dopomina się drapania po brzucholu. Teraz ufa nam w 100%, czuje się zupełnie bezpiecznie i sto razy dziennie pokazuje, że czuje się jak u siebie w domu i jest szczęśliwy.

Najbardziej mnie wzruszało, jak przez pierwsze dwa tygodnie, co rano, kiedy tylko usłyszał, że wstaję i zakładam kapcie, przychodził i tak niesamowicie się cieszył, prychał z radości, wpychał pyszczek pod rękę, jakby mnie tydzień nie widział. Co rano! To był dla mnie najlepszy dowód, że cieszy się, że jest z nami. Żaden inny pies nie pokazywał mi tak bardzo i wyraźnie wdzięczności i radości z domu, jak Snapi. A w nas serca rosły! Teraz już bardziej mu spowszedniało wszystko, niemniej Snapi co rano wstaje, kiedy się budzę, schodzi ze mną i Felem na dół, kota obwąchuje merdając ogonem, do mnie się poprzytula i wraca spać na górę. A Ziuta wstaje dopiero, jak budzę córkę.

CIEKAWOSTKI

Dobra znajoma, sąsiadka, ma cane corso, ok.70kg wielkoluda- chłopaka. Z naszymi sukami bardzo się przyjaźnili, mieliśmy za to małe obawy, jak tego wielkiego Tigera zapoznać ze mikrusem Snapkiem, żeby Tiger mu krzywdy nie zrobił… Szczególnie, że olbrzym niezbyt przepada za innymi psami. Przedstawialiśmy ich sobie w lesie, na neutralnym gruncie, oba psy na smyczach oczywiście, Ziuta biegała sobie luzem. Kiedy zaczęli się obwąchiwać, Ziuta wepchnęła się miedzy nich, zasłoniła sobą Snapiego i ostrzegawczo, ale bez agresji zawarczała na Tigera, po czym poszła sobie spokojnie na trawkę. A my w szoku, bo od jej interwencji oba psy machały ogonami, wąchały się wielce przyjaźnie a teraz Tiger daje Snapiemu swoje ulubione piłeczki. Wpuszcza Snapiego do swojego domu, nie denerwuje się, kiedy Snapi w niego wpada – zupełnie, jakby Tiger zrozumiał, że Snapiemu trzeba wiele wybaczyć i ostrożnie z nim postępować, bo jest niewidomy. Kolejny szok!

CO SIĘ ZMIENIŁO U NAS

Feluś zyskał drugą kuwetę w łazience na górze, wstawiliśmy mu tam, kiedy Snapi na niego polował, żeby Felo nie musiał się narażać schodząc na dół załatwić się, i tak już zostało.

Ziuta zyskała czwarty spacer w ciągu dnia, dla Snapka 3 to było za mało, chodzimy z nimi 4 razy dziennie.

Mamy nowy dywan, bo stary Snapek tak obsikał, że tylko na śmietnik się nadawał.

Wszyscy zdecydowaliśmy, że każde kolejne zwierzę, jakie weźmiemy, będzie „uszkodzone”, tzw. nieadopcyjne. Nam nie przeszkadza brak oczu czy łapy, a miłości w takich bidach jest nawet więcej. Jak pomyślę, co to małe ciałko musiało przeżyć przez lata w schronisku, niewidomy, nieduży, przestraszony, gryziony przez inne psy (ma sporo starych blizn na szyi i pysku) to mi się serce kroi. Ogromna radość daje nam świadomość, że Snapulo jest bezpieczny i szczęśliwy.

A poza tym…

Wczoraj przeczytałam na facebook`u historię psa, również niewidomego, którego ktoś wziął ze schroniska i oddał po 8 (ośmiu!) dniach, bo „nie spełniał oczekiwań”…płakać się chce. Jakich oczekiwań? Miał kawę do łóżka przynosić??? Pies ma po prostu być i kochać, czego więcej oczekiwać? Może najlepiej, kiedy biorąc zwierzaka nie oczekujemy nic, jaki będzie taki będzie, poznanie się nawzajem zajmuje koło miesiąca, przez ten czas też obie strony się do siebie dostosowują, pies poznaje zwyczaje i uczy się, co ma robić, żeby było ok. W osiem dni te psina nie zdążyła nawet przestać się bać… Snapi pierwsze osiem dni głównie biegał w kółko (nerwy), polował na kota (geny), sikał na dywan (przyzwyczajenie) i uczył się współpracy z nami. Cierpliwością, spokojem i konsekwencją można naprawdę dużo zdziałać, z psami jest dokładnie tak samo, jak z dziećmi.

Bardzo dziękujemy Fundacji Przytul Psa za to, że wyciągnęli Snapka ze schroniska, usunęli chore oczko, zadbali o niego i dawali ogłoszenia, że jest taki psiak do adopcji. To wspaniałe, że są tacy ludzie, bez nich Snapi nadal tkwiłby w zapomnianym schronisku w boksie i nikt nawet nie wiedziałby o jego istnieniu i cierpieniu…a właściciele oddali go do schroniska, bo stracił wzrok L brak słów. Na całe szczęście dla Snapiego Fundacja dała mu dom tymczasowy (hotelik u p. Ewy) i możliwość znalezienia domu na stałe. Pozdrawiam szczególnie p. Ewę, która dała Snapkowi mnóstwo ciepła, bardzo się martwiła, jak ułoży się u nas z kotem i trzymała mocno kciuki. A jak zobaczyła wreszcie na zdjęciu, że Snapiszon śpi przytulony do kota, stwierdziła tylko: ”po prostu to był pies dla was…”. Tak, p. Ewo, był dla nas! Dziękujemy na Snapiszona, za zaufanie, bardzo serdecznie pozdrawiamy Panią oraz całą ekipę Fundacji!

Ta treść jest dostępna w następujących językach: polski

Polub nas na Facebooku

Polub nasz profil i pomóż znajdować nowe domy dla naszych podopiecznych :) Każdy nowy fan to szansa na znalezienie opiekunów adopcyjnych, wolontariuszy i realną pomoc bezdomnym zwierzętom.